Z długiego domu. To w nim – domu z bali – powstają cuda tworzone przez Agatę. Wełniane czapki, skarpetki, szaliki, niesamowite lale no i… gatki. Wełniane wielorazówki. Agata łączy swoją pracę z opieką na piątką dzieci. Stary, długi dom jest ich oazą, to tutaj wspólnie pracują, uczą się i marzą.
Julia: Agata, jakiś czas temu napisałaś na swojej stronie: „Moja specjalność. Dzieci i wełna. Wełna i dzieci. Dzieci w wełnie.” Dlaczego wełna? Skąd wziął się pomysł na dzierganie?
Agata: Czemu nie pytasz dlaczego dzieci? Odpowiem i tak, bo to dla mnie bardzo ważne. Od zawsze, odkąd pamiętam najbardziej na świecie chciałam być mamą, moim największym marzeniem było mieć męża, dom i dużo dzieci..
J.: Podziwiam Waszą drużynę. Sama mam czworo dzieci, ale piątka plus dziergane cuda to dla mnie kosmos! A co do wełny…
A.: A co do wełny, to wszystko zaczęło się dawno, dawno temu, za górami, za lasami, w urokliwym dworku wypożyczonym nam na lato. Spędzałam tam wakacje z mamą i młodszą siostrą oraz dawną znajomą mamy i jej dziećmi. Jako, że byłam najstarsza z dzieciarni, a najmłodszy syn przyszywanej cioci stanowczo nie dawał sobie matkować, to nudziłam się przepotwornie. Przeczytałam wszystkie 3 książki jakie znalazłam w dworku, nie zrozumiałam kompletnie nic z żadnej z nich i większość czasu spędzałam na drzewie gapiąc się smętnie w niebo.
Moją niedolę zauważyła przyszywana ciocia i zaprosiła mnie do ich pokoju, gdzie na moich oczach dokonała strasznego czynu, który jeszcze długo nawiedzał mnie w snach. Otóż wzięła jedną z własnoręcznie udzierganych skarpetek jednego z jej synów i bez chwili zawahania … Spruła ją energicznymi ruchami, po czym zwinęła wełnę w kłębek i wręczyła ją mnie wraz z dwoma zaostrzonymi kredkami. I tak właśnie, na tych dwóch kredkach powstały moje pierwsze koślawe oczka. Z pomocą cioci udało mi się podczas wakacji udziergać klasycznego zajączka z kwadratu.
Po powrocie do domu uczyłam się już sama, z książek znalezionych w jakichś zakurzonych kątach. Pamiętam doskonale próbę opanowania lewych oczek – chciałam zrobić sweterek dla mojej lalki, Kamilka. Nie miałam odpowiednich drutów do włóczki i w dodatku robiłam tak ciasno, że robótka była niemożliwa do przesunięcia na drucie lub zdjęcia i sprucia to mnie zniechęciło mocno.
Do drutów wróciłam dopiero, gdy poznałam jeszcze-wtedy-nie-Szanownego-Małżonka. Pasja do drutów zmartwychwstała przy dzierganiu niemal kilometrowego szalika w czarno – czerwone pasy i swetra z wielką czerwoną anarchią na klacie! Przy okazji zaprzyjaźniłam się z właścicielami pasmanterii i powolutku zaczęłam dostrzegać, uczyć się i doceniać wełnę. Kiedy urodził się nasz pierworodny pasja do wełny i drutów była już w pełnym rozkwicie, uwielbiałam dziergać te wszystkie małe swetereczki i czapeczki.
J.: Co za historia! Aż mnie dreszcz przebiegł jak sobie wyobraziłam tę biedną skarpetkę… Od początku pracowałaś na wełnie lub wełnie z niewielkimi domieszkami? Nie masz wrażenia, że w Polsce wełna jest jeszcze „zaczarowana” i wyobrażenie o niej to drapiące swetry i skarpetki? Spotykasz się z takim podejściem w swojej pracy?
A.: Oj tak, w tej zaprzyjaźnionej pasmanterii była cała ściana zabudowana regałem z włóczkami i wśród tego bogactwa tylko 3 włóczki miały w 100% naturalny skład. Przerobiłam je oczywiście na każdą stronę, niemal wszystkie kolory i wtedy na szczęście przyszedł w sukurs internet. Pamiętam mój pierwszy motek ręcznie farbowanego merino, było takie piękne i mięciutkie. Udziergałam z niego spodenki dla synka, zimowego noworodka. Od tego czasu nosiło je już kilkanaścioro dzieci, właśnie wróciły w paczce z ostatniej pożyczki. Gryzie mnie bardzo jak moje udziergi leżą smutne w szufladzie, więc staram się pożyczać kiedy ich nie używamy.
J.: U nas co prawda nie wełniany, ale taki gruby, zimowy śpiworek do wózka wędrował od dziecka do dziecka, fajna sprawa! Czyli masz takie sytuacje, że ktoś nie jest pewny, a Tobie udaje się przekonać go do wełny?
A.: Tak, zdarzały się takie sytuacje, ale nieliczne. Raczej zgłaszają się do mnie osoby przekonane do wełny, ja tylko roztaczam czar jej wszystkich odmian, proponuję jakieś szlachetne domieszki… Miałam już w ręku tysiące włóczek, więc zawsze mogę podpowiedzieć co się nada w konkretnej sytuacji.
J.: Tworzysz niesamowite rzeczy- Twoje lale są wręcz magiczne. Czapka, którą mamy od Ciebie jest rewelacyjna. Tworzysz też gatki, czyli pieluszki wielorazowe. Powiesz o nich coś więcej? Jak wpadłaś na pomysł takich pieluszek?
A.: Wełniane pieluszki wielo podejrzałam na jakichś amerykańskich blogach, wiele lat temu. Tam jest duża społeczność homesteadersów, homeschoolersów, ludzi, którzy są głęboko zaangażowani w życie blisko natury. Ponieważ nasz Pierworodny był BARDZO drobnym dzieckiem (otarliśmy się o diagnozowanie niskorosłości i niedoboru hormonu wzrostu) to chińskie kieszonki od jakich zaczynaliśmy nie leżały zbyt dobrze, oględnie mówiąc. Wtedy też był zalecany inny krój, pielucha miała się kończyć w okolicach pępka. Mówię tu o czasie ok. 11 lat wstecz. Spodobała mi się idea pieluszki, którą mogę dopasować do wymiarów dziecka i tak zaczął się w naszym wielopieluchowaniu okres tetra plus wełniane gatki/longi, który to system króluje do dziś. Potem narodził się nasz drugi synek, największy z naszych noworodków. Gatki nadal się nam świetnie sprawdzały. Następnie trochę przedwcześnie urodził się trzeci synek, maleństwo. Kupowanie za każdym razem innych pieluch, by obsłużyć różne gabaryty i potrzeby następnych dzieci wydawało mi się bez sensu. Pieluchowanie głównie tetrą i gatkami/longami jest dla mnie najwygodniejsze i najbardziej ekonomiczne.
J.: A ja dodam, że nam świetnie sprawdzają się formowanki pod gatki od Ciebie! Tutaj pojawia się pytanie o rozmiary – jak ta rozmiarówka wygląda w Twoich produktach?
A.: Ja też lubię formowanki pod gatki, ale to jednak dużo droższy system. Ja go odkrywam dopiero teraz przy piątym dziecku. W kwestii rozmiarów: standardowo oferuję 4 rozmiary: Nb, S, M i L. Dziergam też XL, ale zdarza się to dość rzadko, więc tylko na zamówienie. Prócz tych rozmiarów można również zamówić u mnie gatki/ longi dziergane w oparciu o podane wymiary, to świetna opcja dla dzieci o nietypowej budowie, np o pulchnych udkach. Rozmiar Nb jest malutki, noworodek o wadze 2,5 kg już może spokojnie używać. Starczy do max 5kg w zależności od budowy dziecka, oczywiście. S-ki są od 4 do 7 kg, moja Janeczka, która jest takim przeciętnym gabarytowo dzidziusiem, nosiła je do ok. pół roku i mogłaby nosić dalej, ale udka nie pozwoliły. M-ki są mniej więcej od 6 do 9 kg, natomiast L-ki od 9 do 14 kg. Zazwyczaj L starcza już do końca pieluchowania. XL jest naprawdę spore, w takim rozmiarze właśnie sypia obecnie mój Bernard – duży, 4.5 letni niedźwiadek ważący ok 20kg.
J.: Czyli gatki w danym rozmiarze będą pasować zarówno na szczupłe jak i na grubiutkie udka?
A.: Tak, na szczupłych udkach ściągacz pozostanie w stanie spoczynku, na pulchniejszych się dopasuje.
J.: A jak z pielęgnacją takich dzierganych gatek? Pranie ręczne w płynie do wełny, lanolinowanie…? Taki pielęgnacyjny standard wełnianych pieluszek, czy warto zwrócić na coś jeszcze uwagę?
A.: Tak, standardowo. Jednak zalecam raczej płyny bez zmiękczaczy, choć gatki są wytrzymałe i dużo zniosą.
J.: Ja na Twoją stronę trafiłam chyba podczas Tygodnia Pieluchy Wielorazowej i wtedy pierwszy raz przyjrzałam się uważniej takim dzierganym gatkom i longom. Wiesz, co mnie powstrzymywało przed zamówieniem? Te dziurki. Wydawało mi się, że takie gacie będą „nieszczelne” . No i, że będą takie grube, grubsze niż gatki z dzianiny wełnianej. Wtedy Ci o tym nie napisałam, ponieważ zachwyt nad kolorami włóczki zwyciężył i gacie kupiłam. Jak rozwiałabyś takie wątpliwości?
A.: Rozumiem doskonale wątpliwości! Przecież to ma pełno dziurek, jak to możliwe, że nie przemaka? Jak to się dzieje, że gaciołki są mega pancerne ? To brzmi jak magia, ale rolę odgrywa tutaj lanolina, dzięki której wełna nie chłonie wilgoci. A grubość gatek jest złudna. Dzięki dziurkom jest przewiew, dopływ powietrza, a poza tym włóczka może być cienka!
J.: A czy takie gatki nadadzą się na lato?
A.: Tak, wręcz w okresie letnim mam najwięcej zamówień na gatki! Przede wszystkim właśnie dlatego, że są cienkie i przewiewne, czyli sprawdzą się przy na odparzeniach. Można też fajny outfit skompletować do gaciołków i pokazać je światu !
J.: Wszystko brzmi fajnie, tylko cena dość wysoka… Jak z opłacalnością? Czy takie gatki mogą dajmy na to „zaczekać” na kolejne dziecko? Wełna przechowywana w odpowiednich warunkach (np. zamrożona) będzie dalej „działać”? Pozostaje też sprzedaż innym wielorodzicom, ale wpadłam jeszcze na jeden pomysł. Wracając do skarpetki, którą spruła Twoja ciocia – czy takie używane gatki można byłoby po skończeniu pieluchowania spruć i z tej wełny zrobić np. szalik? Z jednej strony szkoda (ja chyba nie byłabym w stanie tego zrobić), a z drugiej totalnie ekologicznie rozwiązanie… Pytanie, czy to będzie „działać”?
A.: Pewnie, gatki mogą spokojnie czekać na następne dziecko. Moja wyprawka noworodkowa jest na wiecznej pożyczce, już sama nie wiem, które dziecko nosi te same gaciołki… I bez problemu można je spruć i przerobić, tylko to dość niewiele włóczki, więc raczej na czapkę lub rękawiczki. A co do ceny, jak to się mówi… „biednego nie stać by kupować tanio”? Dlatego ja wolę mieć np. 3 pary super ciepłych i pięknych wełnianych skarpet, niż 20 bawełnianych z marketu, które po krótkim czasie używania są do wyrzucenia. To chodzi w ogóle o zmianę myślenia, o powrót do starych sposobów, do czasów, gdy miało się jeden ciepły sweter i dbało się o niego, cerowało do upadłego Jest taki piękny trend – visible mending, jestem nim bardzo zainspirowana i wiecznie mam stosik rzeczy czekający na naprawę. A ubranka wełniane spod mojej ręki służą naprawdę latami, w pieluchotece krakowskiej są spodenki, które zrobiłam dla Józia ponad 9 lat temu!
J.: Ponad 9 lat! Wiesz, aż serce rośnie jak się słyszy takie historie. A powiedz jeszcze, czy jest jakiś kolor lub rodzaj włóczki, który najczęściej wybierają klienci na gatki?
A.: Najchętniej zamawiane są moje sztandarowe tęczowe i zielono-szmaragdowe.
J.: A Twoje ulubione połączenie kolorów na gatki to.. ?
A.: Nikogo chyba nie zdziwi, gdy napiszę, że moi ulubieńcy to resztkowce czyli tzw. Frankengatki! Uwielbiam zabawę kolorami przy ich tworzeniu.
J.: Też mnie te resztkowce urzekają!
Z Agatą rozmawiałam wieczorami, nocami. Pisałam pytania karmiąc Marysię, Agata odpisywała kołysząc Janeczkę w chuście. Nie obyło się bez problemów technicznych, ale muszę przyznać, że jest to jedna z najfajniejszych wielo-rozmów, jakie przeprowadziłam 🙂